Strasbourg
Kilka dni temu pojechałam do Strasbourg'a, naszego miasta "wojewódzkiego", żeby coś załatwić. Poszło dość szybko, więc miałam czas, żeby się poszwędać. Pogoda była taka sobie, choć dość ciepło, a turystów zatrzęsienie, bo to ostatnie dni wakacji. Z każdej strony dochodziły mnie rozmowy w innym języku, istna Wieża Babel!!!
Miałam przy sobie aparat, ale jakoś nic mnie nie inspirowało, więc poszłam powłóczyć się nad kanałem Renu. Tam też turyści, ale upakowani ślicznie w stateczki, a na głowie każdy ma słuchawki, z których sączy się do uszu wiedza hstoryczna w dowolnie wybranym języku, no, oczywiście orócz polskiego.
Gdy tak szłam rozmyślając, to nagle urzekło mnie to co zobaczyłam w wodzie, to był drugi konkurencyjny Strasbourg. Czasem dość wierne jego odbicie, ale zaraz potem przejeżdżający stateczek lub przepływająca dzika kaczka, rozmazywały odbicie i powstawał obraz jak w krzywym zwierciadle.
Wiem, że to wygląda trochę na złośliwość, pokazywannie komuś miasta za pomocą bohomazów z krzywego zwierciadła, ale ja podobno nie jestem złośliwa, a poza tym obiecuje, że kiedyś spróbuje pokazać Wam Strasbourg jak się należy.
Chciałabym przemycić małą informację historyczną, bo tutaj jeszcze się da to zrobić: w dzielnicy, która nazywa się Petite France, jednym z bardziej znanych budynków jest Maison des Tanneurs, czyli Dom Garbarzy, bo nad kanałem garbarze mieli swoje małe manufaktury, bo przy wyprawianiu skór woda jest niezbędna, zaś na licznych balkonach tego domu suszyły się wyprawione już skóry.
Teraz jest to całkiem dobra restauracja, gdzie co najwyżej za pomocą wystawionego rachunku mogą nas obedrzeć ze skóry. Zaś z balkonów teraz zamiast skór zwieszają się krwisto-czerwone pelargonie.
Wiem, że to wygląda trochę na złośliwość, pokazywannie komuś miasta za pomocą bohomazów z krzywego zwierciadła, ale ja podobno nie jestem złośliwa, a poza tym obiecuje, że kiedyś spróbuje pokazać Wam Strasbourg jak się należy.
Chciałabym przemycić małą informację historyczną, bo tutaj jeszcze się da to zrobić: w dzielnicy, która nazywa się Petite France, jednym z bardziej znanych budynków jest Maison des Tanneurs, czyli Dom Garbarzy, bo nad kanałem garbarze mieli swoje małe manufaktury, bo przy wyprawianiu skór woda jest niezbędna, zaś na licznych balkonach tego domu suszyły się wyprawione już skóry.
Teraz jest to całkiem dobra restauracja, gdzie co najwyżej za pomocą wystawionego rachunku mogą nas obedrzeć ze skóry. Zaś z balkonów teraz zamiast skór zwieszają się krwisto-czerwone pelargonie.
Bardzo podoba mi się Twoja wersja Strasbourga :-)
OdpowiedzUsuńciekawe, co powiesz później ;)
UsuńPodobają mi się takie wodne odbicia, ale ciężko je uchwycić, więc tym bardziej duży + :)
OdpowiedzUsuńmnie to wciągnęło jak wir wodny, ale nie będę Was za długo zanudzać ;)
UsuńInteresujące reminiscencje:-)
OdpowiedzUsuńOooo, reminiscencje! jak dawno nie słyszałam tego słowa!!!!!
UsuńA mój komentarz jest taki,że ja uwielbiam Twoje komentarze...dzisiaj to się uśmiałam:) Każdy czeka,aby zrobic idealne wodne odbicie, a Ty czekasz, aby jakaś kaczka-dziwaczka, tudzież statek, je zburzył i jest świetnie!S.
OdpowiedzUsuńpoczkaj, poczkaj, to był tylko motyl który usiadł na liściu!!!!
Usuńpiękne odbicia. bardzo dobry
OdpowiedzUsuńczy też takie robiłeś??
Usuńświetne, kocham odbicia w wodzie :) bardzo ciekawie i oryginalnie zaczęłaś pokazywać nam to miasto :)
OdpowiedzUsuńmuszę poszperać u Ciebie, czy też bawiłaś się odbiciami??
Usuńlubię odbicia, Strasbourg prosto już bywał ;), poza tym ile obiektywów tyle ujęć, czasem zaskakujące jest to, jak różne obrazy przywozi się z tych samych miejsc, jakby się było w zupełnie innych ;)
OdpowiedzUsuńtak, tego się będę trzymać :). Z tymi obrazami z różnych miejsc to masz absolutną rację, pamiętam dwie koleżanki, które były mniej więcej w jednym czasie w którymś ze znanych miast europejskich i kiedy słuchałam relacji jednej, a potem drugiej, to były nie tylko różne miasta, ale nawet różne planety ;)))
Usuńdokładnie, ja nawet w sobotę byłam z dziećmi i moim tatą w moim ukochanym mieście i śmieję się patrząc na jego zdjęcia, że jak z różnych miast, mamy 1 wspólny w miarę kadr ;), ale to też jest takie fajne, że każdy inaczej patrzy i co innego widzi. Dla mnie chyba największym komplementem był któryś komentarz, że to niemożliwe że to z tego miasta, bo ktoś często tam jest i w życiu by nie powiedział :)... magia fotografii... :)
UsuńZałączone zdjęcia dowodzą, iż posiadasz wielką wrażliwość i nie boisz się spojrzeć na otaczający świat z innego punktu widzenia. W ogóle, na całym blogu bardzo podoba mi się, że tak pięknie łączysz fotografię z poezją. Pozdrawiam i życzę jeszcze więcej udanych ujęć otaczającego świata.
OdpowiedzUsuńJarku, bardzo mi miło, że zechciałeś zajrzeć, a jeszcze milej czytać taki kometarz, dziękuję bardzo. Muszę Ci powiedzieć, że fotografia sprawia mi wielką fraję, efekty są różne raz lepsze, raz gorsze, ale samo odkrywanie jest najfajniesze. Pozdrawiam
Usuń